czwartek, 7 października 2010

REGRES - zapowiedź wywiadu z numeru szóstego

Czy uważasz, że hardcore i punk w Polsce skomercjalizował się tak jak na zachodzie?
Paweł: Przez internet wszystko jest teraz bardziej dostępne. Kiedyś tygodniami wyczekiwało się listonosza z katalogiem zine’ów czy kaset. Czasami ledwo można było się doczytać, bo ksero było kiepskie. Trzeba było znaleźć kogoś, kto przegrał Ci dyskografię Youth Of Today. Dzisiaj zamawiasz oryginalne płyty ze Stanów i masz je za tydzień na chacie. Jak pomyślę, jaki list wysłałem kiedyś do QQRYQ z prośbą o katalog, to aż mi głupio i śmiać mi się chce. Młody byłem (śmiech). Internet chyba nie skomercjalizował aż tak bardzo sceny, bo teledyski Apatii nie latają jeszcze na zmianę z Dodą. Ludzie, którzy dopiero teraz poznają scenę traktują ją pewnie inaczej. Trochę jak z hip-hopem, gdzie jest jakiś przekaz, ale kasa najważniejsza. Mam jednak nadzieję, że hardcore i punk przetrwają. Kasa jest ważna, ale tej muzyki nie robi się dla forsy.


Regres był kiedyś zespołem straight edge. Dlaczego zeszliście z tej drogi?
Paweł: Niejedna kapela wywaliła kogoś na złamanie ostrza. Potem jednak ci sami goście porzucali styl życia, jakim jest straight edge. Uważam, że są ważniejsze sprawy w życiu niż straight edge i zawsze uważałem to za osobistą sprawę. Nigdy nie chciałem na siłę nikogo do tego przekonywać. Nie graliśmy, dlatego, że byliśmy sXe, tylko, dlatego, że się przyjaźnimy. Nie mógłbym grać z kimś, kto jest sXe, ale nie należy do naszej paczki. Czemu również nie miałbym grać z kumplem, który lubi napić się piwa? Nie widzę w tym problemu. W Regresie trzech jest straight edge, dwóch nie, ale przede wszystkim jest pięciu kumpli, a o to w tym chyba chodzi.

Zajarałem się kawałkiem „Dzieciaki wygrają”. Tekst majstersztyk. Co chwilę słyszę od znajomych i rodziny: dorośnij, przestań kupować płyty, zjedz schabowego. Pomimo tego wygramy?
Paweł: To pierwszy kawałek, który zrobiliśmy na płytę. Długo go ćwiczyliśmy. Powstał chyba jak kończyłem trzydziestkę. Nie przeżywałem w związku z tym jakiegoś doła, ale tekst jest o tym czy mając tyle lat można wciąż zachowywać się jak dzieciak. Doszedłem do wniosku, że to żaden problem. Mój szef z pracy jest ode mnie młodszy. Łapię się na tym, bo rozmawiam z nim jakby był pod czterdziestkę. Wydaje mi się, że scena hardcore to eliksir młodości. Coś, czego ludzie szukają od tylu lat (śmiech). Nie mam problemu z dogadaniem się z dwudziestolatkiem czy kumplem na scenie starszym o dziesięć lat, a mam problem z dogadaniem się z szefem, choć jest młodszy tylko o dwa lata. Jest po operacji na wrzody i dlatego wiem, że dzieciaki wygrają. Tylko nie mówcie mu tego. Kumple z podstawówki wyglądają jak starzy ludzie, a ja myślę, aby nauczyć się wreszcie jeździć na desce. To nie oznacza życia jak trzynastolatek, ale wchodząc w dorosłe życie nie należy pozbywać się tego, co było ważne wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz