niedziela, 24 października 2010

BLOODSTAINED - zapowiedź wywiadu z numeru szóstego

Jak odkryliście hardcore'a i scenę? Macie ambicje, żeby zaistnieć na scenie metalowej?
Brassi: Jachu grał kiedyś w Hard Ocean. Od dawna siedzi w hardcorze. Nasz perkusista, drugi wokalista i ja zaczynaliśmy od sceny grindcore'owej. W Lesznie była ekipa, która grała w tym stylu. Nie było jeszcze hardcore'owego składu, z którym chcieliśmy grać. Od początku zakładaliśmy, że będzie to połączenie hardcore'a i metalu. Mnie najbardziej kręciło brzmienie ze wschodniego wybrzeża Stanów oraz scena europejska. W hardcorze powala mnie energia i dynamika. Taka, której nigdy nie widziałem na scenie metalowej.
Jachu: Moja pierwsza kapela miała ambicje, żeby zaistnieć na scenie hardcore'owej. Co prawda, jeszcze nie do końca umieliśmy się w tym odnaleźć. Powiedzmy, był to bardziej hardcore punk.

Czy Bloodstained jest formą odreagowania codzienności?
Jachu: To nasz wentyl bezpieczeństwa do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie. W żadnym wypadku nie jesteśmy anarchistami. Trzymamy się większości reguł i norm społecznych. Raz na jakiś czas trzeba jednak odreagować. Jedni wychodzą na ulicę w poszukiwaniu silnych wrażeń i bijatyk. Dlaczego wśród kibiców, którzy biorą udział w ustawkach jest tak wielu ludzi z wyższym wykształceniem? To nie są tylko uliczne penery, to też lekarze i prawnicy. W taki sposób odreagowują. My chwytamy za instrumenty, idziemy na próbę, napierdalamy. Na koncercie dajemy z siebie wszystko. To jest nasze katharsis.


W jakim kierunku idzie materiał, nad którym pracujecie w 2010 roku?
Jachu: Pracujemy nad kilkoma kawałkami. Jesteśmy wierni ciężkiemu, wolnemu graniu z przykurwem. Zawsze to lubiliśmy i to się nie zmienia. Wyraźnie pojawiły się metalowe elementy. Nie będzie żadnych melodyjnych, emocjonalnych motywów. Raczej charakterystyczny dla nas bród i smród, ale w trochę innej formie. Na następnej płycie będzie więcej kawałków niż siedem.
Brassi: Kawałki będą bardziej spójne. Z płyty na płytę jest coraz więcej mroku, coraz więcej muzycznego zła. Wyrzucamy to z siebie i to słychać. Zawsze chciałem, aby nasza muza była niepokojąca. Żeby chciało się posłuchać jeszcze raz. Żeby pozostawało w słuchaczu i drążyło go.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz