niedziela, 24 października 2010

WE ARE IDOLS - zapowiedź wywiadu z numeru szóstego


Czy można połączyć grę w hardcore'owym zespole z szarą codziennością – praca, szkoła, obowiązki?
Chyba można, skoro chyba wszystkie scenowe zespoły w Polsce i większość na świecie, jakoś te rzeczy łączą. Wiadomo, że mogłoby czasem być trochę łatwiej, ale póki co, jakoś sobie radzimy. Jest nam o tyle łatwo, że ostatnio niezbyt często zapraszają nas na koncerty, więc możemy sobie spokojnie grać próby, pracować, chodzić do szkoły i robić wszystkie te fantastyczne rzeczy, które robią poważni, dorośli ludzie.

Czy teksty są dla Was ważne? Zależy Wam, aby ludzie się je czytali i interpretowali?

Wszystkie liryki pisze Igor, więc ciężko mi mówić za niego. Z mojego punktu widzenia teksty zmieniły się nieco od czasu powstania zespołu. Początkowe założenie było takie, żeby trzymać się jajcarskiej rockowej konwencji. Kawałki, które powstały później, są trochę bardziej na serio, chociaż chyba nadal zachowana jest pewna doza humoru. Niby z przymrużeniem oka, ale nie do końca.

Sprzedaż hardcore'owch płyt w Polsce nie stoi najlepiej. Pogonić pięćset egzemplarzy, a jest to minimalna liczbą, którą trzeba wytłoczyć, wydaje się prawie niemożliwe.
Myślę, że zespoły, które wydały coś w ciągu ostatnich kilku lat i sprzedały pięćset egzemplarzy, można policzyć na palcach jednej ręki. Pewnie mogłaby to nawet być ręka operatora piły. Nie wiem, co trzeba zrobić, żeby sprzedać taką ilość. Chyba najlepiej byłoby grać dużo koncertów, ale o tym mowa była już wyżej. Ze swojego niewielkiego doświadczenia wiem, że zaraz po wydaniu płyty można wysyłkowo sprzedać maksymalnie sto sztuk, może czasem sto pięćdziesiąt, jak zdarzy się cud. To nawet nie jest trzydzieści procent minimalnego nakładu, o którym gadamy. Potem płyty sprzedają się na głównie na koncertach. Im ich więcej, tym większa szansa, że się rozejdą. A że większość zespołów gra mało koncertów, bywa z tym różnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz